wtorek, 27 marca 2012

Rzeczy, które kocham, część II - czyli o Gamingu i mojej historii



Gaming – żeby było zrozumiale chodzi o gry wideo. Gaming jak sama czynność grania, ale też inne sprawy z nim związane takie jak recenzje, zapowiedzi, czy ogólne śledzenie tego co się w tym świecie dzieje.

Moja historia z Gamingiem zaczęła się ok. roku 1998, bądź 1999, gdy pod moją małą rączkę dostała się myszka i klawiatura. Do dziś nie mogę sobie przypomnieć jak nazywała się moja pierwsza gra, ani też jaka ona była. Później mała przygoda z grami Buble, trochę Rollecoaster Tycoon ( na którego ostatnio mam potworną chcicę), później odrobina pierwszego Virtua Fighter i Fighting Force, ale jako dziecko najwięcej czasu spędziłem przy HUGO. Oj te pierwsze programy i gry to było coś.

Mijały lata, a działo się dużo. Moi kuzyni pozwolili mi zakosztować gier z serii Gwiezdnych Wojen. Ach jaki miodny był mój pierwszy lot X-Wingiem, czy moje pierwsze potyczki jako Kyle Katarn w Jedi Outcast. Ach te wspomnienia.

Wiele pozycji w mojej kolekcji się jeszcze przewinęło. Dużo gier internetowych i przeglądarkowych takich jak OGame, Plemiona, BiteFight i tłumy innych, których już nawet nie pamiętam. Później miałem długi epizod z Poin’t n’clickami takimi jak genialny Atlantis (I,II i III), epicka i wzruszająca Syberia (Obie części), czy The Longest Journey, który nie udało mi się skończyć przez bug występujący podczas przesuwania pasów posągów (dwóm pierwszym poświęcone będę osobne teksty).

Następnie przez moje łapeczki przewinęły się strategie i RPG. Na mojej półeczce pojawiły się ukochane Celtic Kings ( przegrane 45 godziny i statystyki z Nieba, ale kampania dalej nie ukończona), SpellForce ( odpadłem po budowaniu po raz siódmy tej samej wioski), Polanie, Warcraft II, Zeus: Pan Olimpu ( moja ukochana, jak jej kolejna część), Saga: Gniew Wikingów ( niewybitna, ale moja pierwsza strategia), aż w końcu Gothic, którego prawdę mówiąc skończyłem dwa tygodnie temu. Godziny spędzone przy tworzeniu bohaterów i miejsc do życia we wszystkich pozycjach dawały mi masę satysfakcji, której dzisiaj potwornie mi brakuje.

W międzyczasie w moje oczy gdzieś w sklepie, zupełnie przypadkowo, wpadła gra „Fahrenheit”. Coś we mnie drgnęło na sam widok pudełka ( do dziś zachowane w idealnym stanie). Mężczyzna z zakrwawionymi rękoma, a wokół niego słowa pokroju „morderca” „grzech” i inne. Wziąłem gierkę w łapki i nie patrząc na tył zakupiłem. W domu, gdy została zainstalowana odkryłem niewiarygodny zakup jakiego dokonałem. Nie licząc dość lipnych końcówek, gra jest doskonała. Pierwszy raz tak bardzo zżyłem się z bohaterem i zdarzeniami w których brał udział. Coś niesamowitego. Jest to też chyba jedyna gra, którą skończyłem na wszystkie możliwe sposoby, odkrywając każde możliwe zakończenie i kupując wszystko co można. I nie żałuję tych godzin.



Dzięki mojemu kumplowi udało mi się siebie wprowadzić w cudowny świat strzelanek: FPS i TPS. Nie licząc oglądanie dawnych starć Quake’a, czy Doom’a, moją pierwszą grą zawierającą użyteczną broń palną było GTA, dokładniej dwójka. Nie spędziłem z nią długo, ale później przyszło 3D i cudowna trójeczka. Oj, długo mi to zajęło, ale doszedłem do końca i z wielką satysfakcją zestrzeliłem finalny helikopter. Następnie w moje ręce wpadła, do dziś moim zdaniem najlepsza część GTA i jedna z moich ulubionych gier, Vice City. Od pierwszej chwili byłem tą grą oczarowany. Cudowne „Hawaje”, doskonały soundtrack i przegenialna obsada w postaci Ray Liotty, czy William’a Fitchner’a ( znany ze „Skazanego na Śmierć” jako Mahone). Jednym tchem przeszedłem całą kampanię przez którą zarwałem sporo nauki i opuściłem wiele zadań domowych, ale jednak było warto. Ostatecznie moją przygodę skończyłem z licznikiem 75.7 %. Później dostałem Trylogię w której tylko po raz kolejny ukończyłem trójeczkę, tym razem w kilkoma modyfikacjami, San Andreas, który pomimo niesamowitych możliwości nie przypadło mi do gustu przez ciągły klimat rapu, czarnoskórych i ciągłego przeklinania i gadania o dragach, następnie dwie części Stories na PSP ukończone ze smakiem po dwa razy, Chinatown Wars również na PSP uważane przeze mnie za dobrą grę, ale nie jako część GTA. Gdy zainwestowałem w końcu w Xboxa 360 przyszła CZWÓRECZKA, która bardziej mnie zanudziła niż rozbawiła. Serio, jedna z niewielu gier, przy której podczas strzelaniny ziewałem.

Dopiero właśnie z przybyciem GTA IV rozpoczęła się moja właściwa przygoda z grami. Dwie części Call Of Duty nastawione na czystą rozwałkę, UFC dzięki któremu pokochałem MMA, Saboteur, Prototype, aż w końcu „Alan Wake”. Genialna gra o pisarzu bez weny, niosąca uczucia niczym z „Twin Peaks”, czy „Archiwum X” jako pierwsza gra przestraszyła mnie niewiarygodnie, ale również dzięki niej poznałem swój ulubiony zespół „Poets Of The Fall”.

W międzyczasie na PC ruszyła kolejna część Mount&Blade, a konkretnie Warband. Zakupiona przeze mnie w Media Expercie i uruchomiona pozostaje jedną z najlepszych gier mojego życia i pozycją w której spędziłem najwięcej czasu, bo dokładnie 147 godzin. Wiem, masakra.

Przyszła zmiana na PS3 i doświadczyłem kolejnych epickości w postaci ukochanego Uncharted 2, czy świetnego Killzone 3. Niestety jakieś pół roku temu padł mi układ graficzny i do teraz pozostaję bez konsoli. Bez konsoli i bez porządnego Gamingu.



Czas taki został jednak spożytkowany w inny sposób. Rozpocząłem przygodę w MineCrafcie, który początkowo kręcił mnie jak co innego, a teraz najwyżej dwa razy na tydzień usiądę na godzinkę, by pokopać trochę. Nadrobiłem za to Gothica za co jestem potwornie z siebie dumny, bo było to nie lada wyzwanie. Bez kodów, bez pomocy, czysta zabawa to wam powiem.

A co teraz? Teraz śledzę to co w tym świecie się dzieje. Oglądam Rocka i Roja, bo to najlepszy duet polskich Gamerów i ogólnie jest w porządku. Na święta spodziewam się powrotu ukochanego sprzętu, a przygodę na powrót rozpocznę ze Skyrimem, który marzy mi się już od dawna. Mam nadzieję, że nie przesadziłem, ale szczerze mówiąc oryginalnie ten teksty wyszedł na jakieś pięć stron, więc specjalnie powycinałem moją historię konsolową, pośrednie i tragiczne pozycje i inne pierdółki. Tak, czy siak to jest moja historia z Gaming, drugą z kolei rzeczą kochaną przeze mnie najbardziej.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz