niedziela, 1 kwietnia 2012

"Od czekania dusza rdzewieje." - czyli o przemijaniu, urodzinach i Wielkanocy



Dzisiaj będzie raczej krótko. Chciałbym powiedzieć o czymś co mnie zaczyna trochę zastanawiać. Czy z wiekiem coraz mniej rzeczy pozostanie takie same? Czy wszystko będzie się zmieniać tak jak teraz? A co właściwie teraz się dzieje, a co działo się kiedyś?

Kiedyś na samą myśl o urodzinach wariowałem. Patrzyłem na kalendarz ile to jeszcze dni zostało, wymyślałem prezenty jakie mógłbym dostać, czy sytuacje jakie mogłoby nastąpić. 21 lipca kładłem się do łóżka ze świadomością, że nazajutrz oszaleję z radości. Ledwie się budziłem, a już biegałem i skakałem, że to, że tamto. Ludzie wokół składali mi życzenia, a później dzwoniły telefony. Prezenty. Masakryczne odpakowywanie i pełna radość. Zaproszone wcześniej osoby przychodziły się ze mną bawić wspólnie, pijąc Piccolo, grając w gry i po prostu rozmawiając. Teraz jest inaczej.



Teraz 22 lipca nie chcę wstać. Chcę przespać ten dzień i zapomnieć o nim. Jednak wstaję, bo trzeba. Spoglądam w lustro mówiąc sobie jasno co udało mi się osiągnąć, a przed czym stchórzyłem w tym roku. Myję twarz i się przebieram. Rodzina składa mi życzenia, który pomimo wszystkiego w ogóle mnie nie wzruszają. Dostaję zwykle prezent o którym wiedziałem już wcześniej: wymarzona książka, która zostanie przeczytana kilka miesięcy później, czy gra, które zwykle okaże się być zawodem. Ludzie zaczynają składać życzenia na FaceBooku w sumie nie wiedzą po co to robią. Żeby poczuć się lepiej, że tak wypada? Lepiej więc tego nie robić. Jednak co się dzieje później. Zostaję wyrzucony ze znajomych i dostaję później informacje od kogoś innego, że osoba obraziła się na mnie za niezłożeni życzeń. Niewielka anomalia.

Nie chcę też nikogo zapraszać. Nie chcę i tego po prostu nie robię. Jest niewiele osób z którymi chciałbym spędzić czas w ogóle, a co dopiero w moje urodziny. Założę się, że skończyło by się tylko na wyżalaniu, bądź głupim gadaniu skończonym w tym samym miejscu w którym zostało to rozpoczęte. Wolę więc to sobie odpuścić, chociaż trzeba przyznać, że jak wiele osób potajemnie marzę o przyjęciu niespodziance.

Czemu taka notka? Dzisiaj jest Prima Aprilis i zbliża się Wielkanoc. Z nią przychodzi zajączek, Chrystus Zmartwychwstaje i ludzie oblewają się wodą. Na prawie nic nie daję się już nabrać, bo żarty są po prostu nudne i denne, w szczególności to prześmieszne rozstawanie się i schodzenie ludu na Fejsie. Na zajączka nie czekam, bo i po co. Chrystus Zmartwychwstaje, a ja dalej się modlę tak jak potrafię i staram się wierzyć tak mocno jak tylko mogę, ale prawda jest taka, że kościół już mnie nie wciągnie z powrotem. Bóg tak. A woda? Jak myślę o Lanym Poniedziałku to zbiera mi się na wymioty. Kiedyś kochałem to wszystko. Dzisiaj nie chcę nawet mieć kropli wody na sobie. Całe szczęście, że przebywam w mieszkaniu. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz