piątek, 5 lipca 2013

"14 lat minęło." - Family Guy




„Dobrze, że  jest Family Guy” dźwięczą słowa niezmiennej od 14 lat wejściówki. Bardzo dobrze, że jest, bo to jeden z najlepszych seriali animowanych, jakie kiedykolwiek powstały. 5 nagród Emmy, 12 innych i ponad 45 nominacji. Dwukrotne anulowanie, przeniesienie w erę HD i palenie całego kartonu papierosów. Masa głupich, chorych i obrzydliwych scen poczynając od małego dziecka próbującego za wszelką cenę zamordować swoją matkę, przez psa uprawiającego seks z transwestytą, na orgazmowym goleniu owcy skończywszy. To właśnie ten serial. Czysty geniusz.

O czym on jednak w ogóle jest? W dużym uproszczeniu o ( w żadnym razie nie typowej) amerykańskiej rodzince. Mamy opóźnionego w rozwoju i zarazem po prostu głupiego Peter’a, czyli tytułowego Family Guya oraz jego irytującą żonę Lois, która jest tylko kurą domową, ale mającą swoje upodobania i zboczenia. Do tego dołączają ich dzieci: najstarszy Chris, który nie dość, że posiada naprawdę dużego penisa, to jego największym hobby jest masturbacja; Meg -  brzydką i nieatrakcyjną dziewczynę, której wszyscy każą się zamknąć ( ironicznie grana jest przez Milę Kunis) oraz najgenialniejszego Stewiego – półtoraroczne dziecko, które posługuje się lepszym angielskim niż wszyscy inni bohaterowie, ma większą wiedzę niż jego matka, której nawiasem z niewiadomych powodów nienawidzi oraz ma w swoim pokoju wehikuł czasu. Tak, jest porąbanie.



Do tego dochodzi cała masa genialnych bohaterów pobocznych. Ich sąsiedzi: Quagmire – zwariowany pilot, który jest największym podrywaczem jakiego możecie zobaczyć na tym świecie; Cleveland – afroamerykanin, który z niewiadomych powodów wszystko traktuje jakby nic się nie stało, a później dostaje swój własny serial ( średniej jakości The Cleveland Show) i wyprowadza się ze Spooner Street oraz jeżdżącego na wózku policjanta Joe Swanson’a. Do tego wszystkie dochodzą liczni reporterzy, burmistrz, emeryt – pedofil, czy żydowski właściciel apteki. Przy wyborze ulubionego bohatera można spędzić dużo czasu.

Cały serial opiera się na jednoodcinkowych historiach, który przerywane są licznymi przerywnikami, ukazującymi różnego typu infantylne i zwykle dość obraźliwe sceny. Fabuły tych odcinków również nie dodają nam wiele inteligencji, ale to w nim jest właśnie najpiękniejsze. Nie wymaga od nas oglądania każdej sekundy i długich przemyśleń nad tym co się stało. Prawda jest tak, że większość czasu spędzamy z miną „ Co się właśnie kurna stało?”, ale jednocześnie nie możemy przestać się śmiać. To jest właśnie esencja Family Guya.

Serial ten nigdy nie bał się poruszać tematów ciężkich i niezwykle delikatnych, takich jak nabijanie się z Hitlera, czy islamu. Robi to jednak w sposób idealnie zabawny i tylko kilka scen jest przesadzonych. Nie boją się także zmieniać treści innych show, czy filmów, a największym przykładem jest parodia oryginalnej trylogii Gwiezdnych Wojen podczas sezonu 6, 8 oraz 9 w których główni bohaterowie zostają zastąpieni tymi znanymi z Family Guya i wychodzi im to po prostu doskonale. Zdecydowanie jedna z najlepszych parodii jakie przyszło mi obejrzeć w życiu.


Seth Macfarlane stworzył istne dzieło. Show, który bawi, obrzydza, szokuje i nie daje odejść od ekranu. Nigdy dotąd nie zdarzyło mi się tak, żeby 11 sezonów serialu obejrzeć w tak szybkim czasie i czuć się tak źle, gdy odcinki się skończyły. Zabrałem się za The Cleveland Show, ale niestety jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Teraz oglądam inny show tego twórcy American Dad i chociaż jest ciekawy, brakuje mi w nim tego całego wariactwa. Family Guy to kawał naprawdę dobrej zabawy i jeśli lubisz seriale animowane dla dorosłych i nie boisz się obraźliwych żartów połączonych z okazyjnym obrzydzeniem to właśnie znalazłeś/- aś coś idealnego. Naprawdę polecam.


1 komentarz:

  1. tekst na plus ale tak dla ścisłości-to Meg jest najstarszym dzieckiem Griffinów :)

    OdpowiedzUsuń