piątek, 26 lipca 2013

"Próbowałaś kokainy? - czyli o Vicious




Vicious to brytyjski sitcom, który miał swoją premierę 29 kwietnia 2013 roku notując bardzo dobrą oglądalność, ale dość mieszane recenzje od krytyków. Twórca serialu Gary Janetti za pomocą gwiazdorskiej obsady i wykorzystania umierającego powoli gatunku postanowił przybliżyć nam dość ciekawą historię. Efekt może nie jest doskonały, ale nie jest też tak źle jak mogłoby się wydawać.

Serial ten opowiada o parze homoseksualistów. Stuart (sir Derek Jacobi) i Freddim (sir Ian McKellen) żyją w związku blisko 49 lat. Przeżyli ze sobą naprawdę wiele i powoli zaczynają mieć siebie dosyć. Do mieszkania piętro wyżej wprowadza się młody chłopak o imieniu Ash, który nie z wiadomych powodów od razu zaprzyjaźnia się z parą tytułowych „Złośliwców”. Do paczki bohaterów należy jeszcze Violet – kobieta w podeszłym wieku, która, ku zaskoczeniu wszystkich, nie ma szczęścia do związków. Historia prosta i typowo sitcomowa.



Tradycyjnie dla brytyjskiej odmiany komedii sytuacyjnej dostajemy liczne powtarzające się wątki, które dopiero w ostatnim odcinku się zmieniają. Każdy zaczyna się od rozmowy Stuarta ze swoją matką, obelgi Freddiego na jej temat i wypunktowaniu tego, że ciągle jest ona nieświadoma ich prawie 50-letniego związku. Później wpada Asha z jakimś wieściami, następnie widzimy Violet, która zostaje przedstawiona słowami „Pamiętasz naszą przyjaciółkę Violet?” i cała akcja odcinka toczy się dalej. Często również powtarza się wątek psa Baltazara, który swoje lata świetności ma za sobą. Jakieś 3 lata za sobą.

Ciągłe kłótnie i obelgi głównej pary napędzają komediową część serialu w sposób wręcz doskonały. Dwójka aktorów szlacheckich jest tym co sprawia, że ten serial można oglądać nawet bez mrugnięcia okiem. Kradną każdą scenę i co sprawia, że show ogląda się tak przyjemnie to fakt, że praktycznie nie widać po nich gry. Oni po prostu bawią się swoimi rolami, rzucając tekst za tekstem.



Vicious podjął się trudnego zadania. Nie tylko chciał ożywić gatunek, który praktycznie wymarł, ale chciał to również zrobić przy pomocy motywu homoseksualizmu. Ożywić mu się nie udało, ale na pewno wzbudzić jakąś chęć do życia, a wątek drugi jest na tyle nieinwazyjny, że serial można oglądać z przyjemnością nawet, gdy brzydzą nas takie motywy. Pomimo mieszanych recenzji serial prawdopodobnie zostanie przedłużony na drugi sezon, który będzie kręcony w 2014 roku. Przed nami jeszcze jeden odcinek świąteczny. Tymczasem ja polecam, bo pomimo kilku błędów, czy powtarzalności gagów z lat poprzednich jest to show, które ogląda się z przyjemnością i uśmiechem.


czwartek, 18 lipca 2013

"Mmm... Pycha!" - czyli o The American Baking Competition




“The American Baking Competition” to nowy program stacji CBS, który miał swoją premierę 29 maja 2013 roku. Jest to kolejny program dotyczący kuchni, tym razem jednak od strony pieca. 10 wybrańców mierzy się w walce na wypieki, by zdobyć kontrakt na własną książkę kucharską i 250 tys. dolarów.  Jest co oglądać, a apetyt rośnie z każdą scenę.

Format programu jest prosty. Poznajemy wszystkich uczestników, a każdy z ich posiada swoją ciekawą historię i marzenia, które mogą zostać spełnione za te pieniądze. Przed naszymi oczami ukazuje się także ekipa. Prowadzącym zostaje Jeff Foxworthy, postać znana dla każdego fana standupu i rednecków, a sędziami są Marcela Valladolid i Paul Hollywood, czyli dwójka wysoko zaawansowanych kucharzy, posiadających na swoim koncie liczne książki i występy w telewizji.



Uczestnicy stają co tydzień przed nowym tematem, takim jak ciasteczka, czy pieczywo. Każdy temat zawsze składa się z trzech zadań. Pierwsze to „Signature Bake”, w którym uczestnicy pieką cokolwiek ze swojego domowego przepisu. Drugie to „Technical Bake”, gdzie występujący dostają gotowy przepis z wielkiej biblioteki Paula, bądź Marceli, ale mały twist polega na tym, że brakuje w nim niektórych instrukcji, przez co właśnie to zadanie staje się prawdziwym pokazem na jakim poziomie stoi dany cukiernik. Żeby było ciekawiej wypieki oceniane są anonimowo. Trzecie to Show-stopper Bake, który ma za zadanie zachwycić jury. Osoba, której pójdzie najgorzej przez wszystkie trzy konkurencje zostaje odesłana do domu. Proste.



Teraz może trochę o gwoździu programu, czyli wypiekach. Są cudowne. Zaiste cudowne. Niesamowite, powalające i sprawiające, że ślinka leci nawet największemu wrogowi słodkości. To co niektórzy uczestnicy wyprawiają jest po prostu miażdżące. Czekoladowe ciastko z bekonem? Nawet Paul Hollywood przyznał, że nienawidzi siebie, że tak bardzo mu smakuje. Te wypieki są tak intrygujące, że nawet ja zacząłem piec. Tak. I idzie mi… uznajmy, że minimalnie słabiej niż tym w serialu.

Program trwał tylko 7 odcinków. Niedługo, ale interesująco. Pomimo, że nie było to najlepiej zrealizowane, czy ciekawe reality show z jakim przyszło mi się spotkać, to na pewno było wciągające i stało się idealnym odejściem od rzeczywistości tego świata, gdzie zakalec jest „normalny”, a ciasta twarde jak kamień uważane są za „porządne”. Po wynikach oglądalności nie zanosi się na kolejny sezon, ale jakoś mnie to nie martwi. Mnie wystarczył jeden. Czterdzieści minut tygodniowo i teraz samemu chcę tworzyć. I to właśnie pokazuje, że jest w nim jakaś moc. Polecam.


piątek, 12 lipca 2013

Hannibal Sezon 1




„Hannibal” to nowy serial stacji NBC, który zadebiutował 4 kwietnia 2013 roku o 22:00 czasu amerykańskiego. Był to czwartek. Czwartek 22:00. Najbardziej zabójcze miejsce w całej ramówce. Ile świetnych seriali tam umarło, a ile nie miało nawet szansy nam tego pokazać ( więcej w recenzji „Awake”, bądź „Do No Harm”, która pojawi w przyszłym miesiącu). Pomimo słabej oglądalności dostał jednak zamówienie na drugi sezon. Dlaczego? Bo to kawał naprawdę dobrego serialu.

Serial opiera się głównie na Willu Grahamie, wykładowcy i śledczym pracującym dla FBI, który posiada niezwykły dar. Potrafi dostać się do umysłu zabójcy, widząc każde jego postępowanie krok po kroku. Takie postępowania niesie za sobą jednak konsekwencje. W ich obawie jego przełożony i opiekun Jack Crawford nakazuje mu sesje z psychiatrą. Z polecenia zostaje nim Dr. Hannibal Lecter, który w wolnym czasie zajmuje się mordowaniem i gotowaniem ludzkiego mięsa.



Historia została przedstawiona w ciekawy sposób. Mamy wiele wątków proceduralnych, ale każdy odnosi się do dalszych wydarzeń i jest na tyle intrygujący, że potrafi nas przyciągnąć do ekranu. Występuje także niezwykłe skupienie się na bohaterach, w szczególności na Willu, który poprzez swój niezwykły dar zaczyna tracić nad sobą kontrolę. Jego przejścia w rolę zabójcy przedstawione są po prostu perfekcyjnie i pomimo powtarzanego schematu po prostu się nie nudzą.

Przy opisie tego serialu należy wspomnieć o jego wykonaniu, które jest co najmniej bardzo dobre. Przejścia, ciemny filtr i duża porcja krwi, które występują na ekranie nie mają na sobie skazy. Serial ten posiada mroczny klimat i pasuje to do niego jak ulał. Przemoc pojawia się w sporych ilościach i jest zdecydowanie dla ludzi o mocnych nerwach. Na ostudzenie zawsze jednak przychodzi świetnie gotujący Hannibal. Szkoda tylko, że przy podziwianiu jego umiejętności cały czas wiemy z czego pochodzi mięso, którym częstuje swoich gości. A może to dobrze?



Obsada również została dobrana bardzo rzetelnie. Laurence Fisburne w roli Jacka Crawforda ma w sobie potrzebną nutkę męskości, a jednocześnie głupiej ignorancji na problemy głównego bohatera. Hugh Dancy grający Willa wypada bardzo przekonująco, szczególnie w scenach morderstw i jego zaników świadomości. Ogląda się go naprawdę dobrze. Tylko co z tego, że ta dwójka jest dobra skoro cały show kradnie genialny Mads Mikkelsen w roli Hannibala. Oszczędność w słowa, doskonała drugoplanowość i niezwykła charyzma. Jego po prostu chce się widzieć więcej i częściej.

Serial ten zachwycił mnie od pierwszych zapowiedzi. Umieszczenie go w tej ramówce było tragicznym posunięciem, ale stacja była na tyle inteligentna, że nie oddała go żadnej z kablówek, a zamówiła go na drugi sezon usprawiedliwiając to bardzo dobrymi ocenami. Jestem bardzo ciekawy co wydarzy się dalej, gdyż finał pozostawił wiele pytań. Sam twórca mówi, że ma materiału na 7 sezonów, ale nie widać zbyt wielu ludzi, którzy wierzą w taki obrót spraw. Teraz trzeba tylko czekać. I może przyrządzić jakąś pieczeń z przepisu Dr Lectera. Szczerze polecam.


piątek, 5 lipca 2013

"14 lat minęło." - Family Guy




„Dobrze, że  jest Family Guy” dźwięczą słowa niezmiennej od 14 lat wejściówki. Bardzo dobrze, że jest, bo to jeden z najlepszych seriali animowanych, jakie kiedykolwiek powstały. 5 nagród Emmy, 12 innych i ponad 45 nominacji. Dwukrotne anulowanie, przeniesienie w erę HD i palenie całego kartonu papierosów. Masa głupich, chorych i obrzydliwych scen poczynając od małego dziecka próbującego za wszelką cenę zamordować swoją matkę, przez psa uprawiającego seks z transwestytą, na orgazmowym goleniu owcy skończywszy. To właśnie ten serial. Czysty geniusz.

O czym on jednak w ogóle jest? W dużym uproszczeniu o ( w żadnym razie nie typowej) amerykańskiej rodzince. Mamy opóźnionego w rozwoju i zarazem po prostu głupiego Peter’a, czyli tytułowego Family Guya oraz jego irytującą żonę Lois, która jest tylko kurą domową, ale mającą swoje upodobania i zboczenia. Do tego dołączają ich dzieci: najstarszy Chris, który nie dość, że posiada naprawdę dużego penisa, to jego największym hobby jest masturbacja; Meg -  brzydką i nieatrakcyjną dziewczynę, której wszyscy każą się zamknąć ( ironicznie grana jest przez Milę Kunis) oraz najgenialniejszego Stewiego – półtoraroczne dziecko, które posługuje się lepszym angielskim niż wszyscy inni bohaterowie, ma większą wiedzę niż jego matka, której nawiasem z niewiadomych powodów nienawidzi oraz ma w swoim pokoju wehikuł czasu. Tak, jest porąbanie.



Do tego dochodzi cała masa genialnych bohaterów pobocznych. Ich sąsiedzi: Quagmire – zwariowany pilot, który jest największym podrywaczem jakiego możecie zobaczyć na tym świecie; Cleveland – afroamerykanin, który z niewiadomych powodów wszystko traktuje jakby nic się nie stało, a później dostaje swój własny serial ( średniej jakości The Cleveland Show) i wyprowadza się ze Spooner Street oraz jeżdżącego na wózku policjanta Joe Swanson’a. Do tego wszystkie dochodzą liczni reporterzy, burmistrz, emeryt – pedofil, czy żydowski właściciel apteki. Przy wyborze ulubionego bohatera można spędzić dużo czasu.

Cały serial opiera się na jednoodcinkowych historiach, który przerywane są licznymi przerywnikami, ukazującymi różnego typu infantylne i zwykle dość obraźliwe sceny. Fabuły tych odcinków również nie dodają nam wiele inteligencji, ale to w nim jest właśnie najpiękniejsze. Nie wymaga od nas oglądania każdej sekundy i długich przemyśleń nad tym co się stało. Prawda jest tak, że większość czasu spędzamy z miną „ Co się właśnie kurna stało?”, ale jednocześnie nie możemy przestać się śmiać. To jest właśnie esencja Family Guya.

Serial ten nigdy nie bał się poruszać tematów ciężkich i niezwykle delikatnych, takich jak nabijanie się z Hitlera, czy islamu. Robi to jednak w sposób idealnie zabawny i tylko kilka scen jest przesadzonych. Nie boją się także zmieniać treści innych show, czy filmów, a największym przykładem jest parodia oryginalnej trylogii Gwiezdnych Wojen podczas sezonu 6, 8 oraz 9 w których główni bohaterowie zostają zastąpieni tymi znanymi z Family Guya i wychodzi im to po prostu doskonale. Zdecydowanie jedna z najlepszych parodii jakie przyszło mi obejrzeć w życiu.


Seth Macfarlane stworzył istne dzieło. Show, który bawi, obrzydza, szokuje i nie daje odejść od ekranu. Nigdy dotąd nie zdarzyło mi się tak, żeby 11 sezonów serialu obejrzeć w tak szybkim czasie i czuć się tak źle, gdy odcinki się skończyły. Zabrałem się za The Cleveland Show, ale niestety jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Teraz oglądam inny show tego twórcy American Dad i chociaż jest ciekawy, brakuje mi w nim tego całego wariactwa. Family Guy to kawał naprawdę dobrej zabawy i jeśli lubisz seriale animowane dla dorosłych i nie boisz się obraźliwych żartów połączonych z okazyjnym obrzydzeniem to właśnie znalazłeś/- aś coś idealnego. Naprawdę polecam.


poniedziałek, 1 lipca 2013

Ray Donovan 1x01



„Ray Donovan” to nowa propozycja stacji Showtime na ten sezon wakacyjny. Pilot tego serialu wyciekł do sieci ( co dla tej stacji jest już małą tradycją) 10 dni przed premierą i zwalił mnie z nóg. Intrygujące były zapowiedzi i zwiastuny, ale efekt końcowy był po prostu świetny.

Akcja tego show skupia się na tytułowym Rayu Donovanie ( w tej roli Liev Schreiber), mężczyźnie z licznymi problemami. Jest człowiekiem od wszystkiego: gdy jesteś sławną, poważaną osobą i przypadkowo zdarzy Ci się obudzić w łóżku z martwą prostytutką, bądź chcesz kogoś śledzić, on jest facetem którego potrzebujesz. W pilocie poznajemy też jego najbliższą rodzinę: żonę Abby, która ma dość jego zdrad i olewania rodziny, jego dzieci oraz dwóch braci: Bunchy’ego, który w dzieciństwie był molestowany przez księdza i przez to jest alkoholikiem oraz Terry’ego, byłego boksera cierpiącego na zespół Parkinson’a.

Od pierwszych minut widać, że każdy bohater został przemyślany. Każdy ma swoją historię i swoje tajemnice. Ich zachowania są prawdziwe i potrafią na dłuższą chwilę przyciągnąć do ekranu. W opowieści pojawia się także Jon Voight w roli ojca Ray’a, który wychodzi po 20 latach więzienia na wolność, mówiąc wszystkim na około, że chce naprawić swoje błędy. Jedynie główny bohater nie wierzy w zamiary ojca i każe wszystkim trzymać się od niego z daleka.



Historia rozwija się wielowątkowo. W jednej chwili oglądamy Ray’a wykonującego swoje typowe obowiązki, a w drugiej widzimy podglądacza masturbującego się pod oknem dziewczyny, którą on miał śledzić. Wątki są naprawdę dobrze wykonane i nawet jeśli serial zahaczy o proceduralność może się ona tutaj sprawdzić doskonale.


W serialu tym drzemie ogromny potencjał. Historie i bohaterowie nie pozwalają odejść od ekranu i dają poczucie realizmu. Nie brakuje w nim krwi, seksu i przekleństw, a cała jego otoczka potrafi być mroczna. Przeszłość Ray’a zaczyna go gonić i jestem niezwykle ciekawy jak ten wątek się rozwinie. Zdecydowanie polecam, ale czekam na to co wydarzy się dalej.