piątek, 9 sierpnia 2013

Informacyjnie - Koniec Seriali, początek Standupu




Powracam w trochę innej formie, żeby przekazać kilka informacji.

Podstawowa to ta, że następuje koniec pisania o serialach. Dzisiaj miał się jeszcze pojawić ostatni tekst dotyczący trzeciego sezonu „The Killing”, ale nie potrafiłem się za niego zabrać. A miał być ostatnim dlatego, że skończył się już materiał. Nie oglądam już tak dużo seriali, a jak już to zwykle są to procedurale o których można pisać cały czas to samo. Także co piątkowe opinie znikają.

Nie oznacza to jednak końca tego bloga. Czy to źle, czy dobrze, niech ludzie decydują. Jako, że teraz skupiam się już bardziej na tym co naprawdę chciałbym robić w życiu, będę od czasu do czasu umieszczał tu jakieś pamiętnikowe myśli i opisy tego co akurat się u mnie dzieje. A właśnie, nie powiedziałem czego tak naprawdę chcę, ani co planuję. Po skończeniu liceum (daj Boże) wybieram się na Translatorykę Stosowaną i co z tego później wyjdzie zobaczymy, ale zawód który prawdziwie chce wykonywać i który na razie nie koliduje z niczym innym, to bycie komikiem. Pisanie dowcipów, wychodzenie na scenę i rozśmieszanie ludzi. Nie w stylu kabaretów ani niektórych polskich pseudo-standupów, w których większość aktu skupia się na aktorstwie, ale bardziej na obraźliwych i momentami obrzydliwych żartach. Materiał do godzinnego standupu jest gotowy. Teraz tylko poukładać swoje życie.

W razie jakby komuś było mało zapraszam na mojego drugiego bloga na którym bardzo często pojawiają się nowe teksty. Nie mają nic wspólnego z serialami, czy rozrywką, ale z życiem moim i innych. Poetyckość, wulgarność i częste błędy interpunkcyjne. Możecie go znaleźć tutaj. Do zobaczenia niedługo.


piątek, 2 sierpnia 2013

Internet Icon




„Internet Icon” to internetowe reality show emitowane przez YOMYOMF Network, sieć założoną przez reżysera m.in. „Szybkich i Wściekłych” oraz wiele gwiazd YouTube’a. Celem programu jest wyłonienie nowej Ikony Internetu za pomocą ciekawych zadań i ograniczeń czasowych. Choć pierwszy sezon miał kilka błędów, to drugi zdecydowanie poprawił wiele z nich. Zacznijmy jednak od początku.

Uczestnicy przesyłają swoje wejściowe wideo za pomocą YouTube’a. Z wszystkich wyłania się 100 uczestników, którzy przyjeżdżają do studia w Los Angeles. Tam prezentują siebie i swoje wideo przed sędziami: gwiazdą YouTube’a Ryan Higą, aktorką telewizyjną i filmową Christine Lakin i dołączającym do nich od drugiego sezonu, również znanego ze swoich filmików, Timothym De LaGhetto. Po obejrzeniu wszystkiego wybranych zostaje 10 finalistów, którzy przechodzą do właściwego Internet Icon. Codziennie dostają nowe zadanie polegające na nakręceniu, zmontowaniu i oddaniu filmu na dany temat w ciągu 6 godzin. Następnie sędziowie wraz z kolejnym gościem oceniają i decydują kto zwyciężył w tym dniu, a kto wraca do domu. Na końcu to widzowie wybierają następną Ikonę Internetu.



Drugi sezon przyniósł wiele zmian, które okazały się niezwykle poprawić jakość tego show oraz wprowadzić samych uczestników w niemałą konsternację. Pierwsza zmiana od razu rzucała się w oczy. Uczestnicy tym razem musieli pracować w jednym, ciasnym i głośnym pokoju, w trakcie gdy poprzednio każdy z nich miał swój prywatny pokój. Teraz można było taki uzyskać jedynie poprzez wygraną zadania. Zmieniono również prowadzącego oraz wprowadzono mentora uczestników. Dodano także, uwielbiane przeze mnie, confessionale, czyli wypowiedzi uczestników, bądź aktorów komentujące wszystko po pewnym czasie. Takie coś występowały w pierwszym sezonie, ale w zdecydowanie zbyt małej formie.

W drugim sezonie uczestnicy mierzyli się także z trudniejszymi zadaniami niż poprzednio. Rekwizyty były trudniejsze do połączenia w jedną historię, a zrobienie zwiastuna filmowego, czy telewizyjnego jednak trochę zajmuje. Szczególnie, gdy jest się ciągle karconym za bałaganiarstwo. W tym sezonie wielu występującym przerywano nagrywanie, gdyż na przykład zostawili swoje rzeczy w przejściu. Zabawy co nie miara, a stresu jeszcze więcej.



Pierwszy sezon wspominam bardzo miło, chociaż raziło w nim wiele rzeczy. Maksymalne zminimalizowanie roli prowadzącego ( wtedy cudownego Chestera See), denerwujący uczestnicy, czy dziwne decyzje sędziów. W przypadku tych drugich problem występował również w tym, że znałem dużo większą część z nich i po odejściu pierwszego z moich wyborów ( nie wyeliminowaniu, a zdyskwalifikowaniu) było już jasno wiadomo, kto wygra ten program. W odróżnieniu do drugiego, gdzie znałem jedną osobę, ale liczyłem już na kogoś zupełnie innego. Do ostatniej sekundy nie można było się zorientować kto zostanie zwycięzcą. Ja go również nie zdradzę.

Internet Icon to jeden z ciekawszych reality show jakie przyszło mi obejrzeć w życiu. Ograniczenia czasowe, wciągające zadania i uczestnicy, którzy nie zawsze są nauczeni jak radzić sobie w konkretnych sytuacjach. Wszystkie odcinki można obejrzeć za darmo po tym adresem. Polecam.


piątek, 26 lipca 2013

"Próbowałaś kokainy? - czyli o Vicious




Vicious to brytyjski sitcom, który miał swoją premierę 29 kwietnia 2013 roku notując bardzo dobrą oglądalność, ale dość mieszane recenzje od krytyków. Twórca serialu Gary Janetti za pomocą gwiazdorskiej obsady i wykorzystania umierającego powoli gatunku postanowił przybliżyć nam dość ciekawą historię. Efekt może nie jest doskonały, ale nie jest też tak źle jak mogłoby się wydawać.

Serial ten opowiada o parze homoseksualistów. Stuart (sir Derek Jacobi) i Freddim (sir Ian McKellen) żyją w związku blisko 49 lat. Przeżyli ze sobą naprawdę wiele i powoli zaczynają mieć siebie dosyć. Do mieszkania piętro wyżej wprowadza się młody chłopak o imieniu Ash, który nie z wiadomych powodów od razu zaprzyjaźnia się z parą tytułowych „Złośliwców”. Do paczki bohaterów należy jeszcze Violet – kobieta w podeszłym wieku, która, ku zaskoczeniu wszystkich, nie ma szczęścia do związków. Historia prosta i typowo sitcomowa.



Tradycyjnie dla brytyjskiej odmiany komedii sytuacyjnej dostajemy liczne powtarzające się wątki, które dopiero w ostatnim odcinku się zmieniają. Każdy zaczyna się od rozmowy Stuarta ze swoją matką, obelgi Freddiego na jej temat i wypunktowaniu tego, że ciągle jest ona nieświadoma ich prawie 50-letniego związku. Później wpada Asha z jakimś wieściami, następnie widzimy Violet, która zostaje przedstawiona słowami „Pamiętasz naszą przyjaciółkę Violet?” i cała akcja odcinka toczy się dalej. Często również powtarza się wątek psa Baltazara, który swoje lata świetności ma za sobą. Jakieś 3 lata za sobą.

Ciągłe kłótnie i obelgi głównej pary napędzają komediową część serialu w sposób wręcz doskonały. Dwójka aktorów szlacheckich jest tym co sprawia, że ten serial można oglądać nawet bez mrugnięcia okiem. Kradną każdą scenę i co sprawia, że show ogląda się tak przyjemnie to fakt, że praktycznie nie widać po nich gry. Oni po prostu bawią się swoimi rolami, rzucając tekst za tekstem.



Vicious podjął się trudnego zadania. Nie tylko chciał ożywić gatunek, który praktycznie wymarł, ale chciał to również zrobić przy pomocy motywu homoseksualizmu. Ożywić mu się nie udało, ale na pewno wzbudzić jakąś chęć do życia, a wątek drugi jest na tyle nieinwazyjny, że serial można oglądać z przyjemnością nawet, gdy brzydzą nas takie motywy. Pomimo mieszanych recenzji serial prawdopodobnie zostanie przedłużony na drugi sezon, który będzie kręcony w 2014 roku. Przed nami jeszcze jeden odcinek świąteczny. Tymczasem ja polecam, bo pomimo kilku błędów, czy powtarzalności gagów z lat poprzednich jest to show, które ogląda się z przyjemnością i uśmiechem.


czwartek, 18 lipca 2013

"Mmm... Pycha!" - czyli o The American Baking Competition




“The American Baking Competition” to nowy program stacji CBS, który miał swoją premierę 29 maja 2013 roku. Jest to kolejny program dotyczący kuchni, tym razem jednak od strony pieca. 10 wybrańców mierzy się w walce na wypieki, by zdobyć kontrakt na własną książkę kucharską i 250 tys. dolarów.  Jest co oglądać, a apetyt rośnie z każdą scenę.

Format programu jest prosty. Poznajemy wszystkich uczestników, a każdy z ich posiada swoją ciekawą historię i marzenia, które mogą zostać spełnione za te pieniądze. Przed naszymi oczami ukazuje się także ekipa. Prowadzącym zostaje Jeff Foxworthy, postać znana dla każdego fana standupu i rednecków, a sędziami są Marcela Valladolid i Paul Hollywood, czyli dwójka wysoko zaawansowanych kucharzy, posiadających na swoim koncie liczne książki i występy w telewizji.



Uczestnicy stają co tydzień przed nowym tematem, takim jak ciasteczka, czy pieczywo. Każdy temat zawsze składa się z trzech zadań. Pierwsze to „Signature Bake”, w którym uczestnicy pieką cokolwiek ze swojego domowego przepisu. Drugie to „Technical Bake”, gdzie występujący dostają gotowy przepis z wielkiej biblioteki Paula, bądź Marceli, ale mały twist polega na tym, że brakuje w nim niektórych instrukcji, przez co właśnie to zadanie staje się prawdziwym pokazem na jakim poziomie stoi dany cukiernik. Żeby było ciekawiej wypieki oceniane są anonimowo. Trzecie to Show-stopper Bake, który ma za zadanie zachwycić jury. Osoba, której pójdzie najgorzej przez wszystkie trzy konkurencje zostaje odesłana do domu. Proste.



Teraz może trochę o gwoździu programu, czyli wypiekach. Są cudowne. Zaiste cudowne. Niesamowite, powalające i sprawiające, że ślinka leci nawet największemu wrogowi słodkości. To co niektórzy uczestnicy wyprawiają jest po prostu miażdżące. Czekoladowe ciastko z bekonem? Nawet Paul Hollywood przyznał, że nienawidzi siebie, że tak bardzo mu smakuje. Te wypieki są tak intrygujące, że nawet ja zacząłem piec. Tak. I idzie mi… uznajmy, że minimalnie słabiej niż tym w serialu.

Program trwał tylko 7 odcinków. Niedługo, ale interesująco. Pomimo, że nie było to najlepiej zrealizowane, czy ciekawe reality show z jakim przyszło mi się spotkać, to na pewno było wciągające i stało się idealnym odejściem od rzeczywistości tego świata, gdzie zakalec jest „normalny”, a ciasta twarde jak kamień uważane są za „porządne”. Po wynikach oglądalności nie zanosi się na kolejny sezon, ale jakoś mnie to nie martwi. Mnie wystarczył jeden. Czterdzieści minut tygodniowo i teraz samemu chcę tworzyć. I to właśnie pokazuje, że jest w nim jakaś moc. Polecam.