piątek, 21 czerwca 2013

"Dzieło stało się arcydziełem." - Revolution Part II



Dotarliśmy do końca. Wielki serial zaliczył swój ostatni, dwudziesty już epizod. Od czasu mojej ostatniej recenzji, która opisywała odcinki przed przerwą, zmieniło się bardzo wiele. Przybyło bohaterów, intryg i przede wszystkim wyjaśniono najważniejszą zagadkę. Spoilerowo pojedziemy.

Akcja jedenastego odcinka rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie skończył się dziesiąty ( SZOK!). Nasi bohaterowie zostają zaskoczeni przez śmigłowiec Monroe, który w jakże to niesamowity sposób zyskał energię. Jego minigun już się kręci, więc zapewne nasi bohaterowie spotkają się ze Stwórcą. NIE! Na całe szczęście udaje im się szybko i sprawnie uciec do lasu. Tak jest. Do lasu. Najważniejsza osłona przed zabójczym helikopterem.



Tajemnica utraty energii zostaje wyjaśniona bardzo szybko. Jak się okazuje (SPOILER) nasz wszechświat wypełniają mikroskopijne nanity. Takie robociki, czy jak to tam chcecie nazwać. Są w powietrzu, w wodzie i przede wszystkim w Nas. Leczą ciężkie choroby, a w razie posiadania miniaturowego chipu w jakimkolwiek miejscu swojego ciała zaprogramowanego na konkretne leczenie, możemy się szybko uwolnić od złamania, czy pękniętego płuca. „Istnieje takie miejsce… nazywa się Wieżą” – piękne słowa Rachel. I ta Wieża była centrum dowodzenia nanitów przed zaćmieniem. I w sumie w trakcie. I po też. W momencie uruchomienia ich na całej planecie coś poszło nie tak, przez co małe skurczybyki się zbuntowały i zamiast tworzyć energię zaczęły ją pochłaniać. I tak zrobiło się ciemno.

Nie jestem do końca pewien ile faktów tam poprzekręcałem, ale przecież nie o to tu chodzi. Ten serial jest dużo bardziej wspaniały, gdy w ogóle nie ma sensu. Dalsza historia kończy wątek tego, że ogólnie latarki się nie święcą, a skupia się na polityce. Całej polityce. Bo jak się okazuje istnieje coś jeszcze poza Republiką Monroe. Na przykład Republika Georgii, czy Kalifornii. Nasi bohaterowie się rozdzielają. Aaron wraz z Rachelem idą do Wieży, by uruchomić energię przeżywając po drodze masę, mrożących krew w żyłach, przygód jak skaleczenie się w nogę, czy spotkanie dawnej miłości. Pozostali zmierzają do Georgii by zasięgnąć pomocy u tamtej pani prezydent.



I tak się to toczy. Bohaterowie znikają i pojawiają się. Zdradzają, przepraszają, zdradzają, przepraszają. Rzeczy wybuchają, gruz się sypie i czasami powinniśmy płakać. Dostajemy więcej akcji i sporą ilość politycznego gadania o tym i tamtym. Tradycyjnie nie wszystko jest takie jak się wydaje. Tym samym jest Wieża, gdy bohaterowie do niej docierają. Są tam tłumy i żyją sobie jak im wygodnie pilnując, by ktoś czasem nie włączył światła Zenkowi w pralni. A dlaczego tak jest? Bo jeśli wyłączymy nanity to albo świat zyska energie, albo spłonie żywcem. Nie żartuję. Taka jazda.

Toczą się wojny i powstania. Niektórych przysypie, a w innych ktoś strzeli. Czyste szaleństwo. Do Wieży dostaje się jednak jeden z większych wrogów naszych bohaterów: Randall. Cwaniak chce włączyć energię dla swojego celu, który poznajemy dopiero w przedostatniej scenie pierwszej serii. Nazywa siebie patriotą, włącza prąd, wysyła rakiety na kilka republik i strzela sobie w głowę. I po kilku sekundach dowiadujemy się, że gdzieś tam czeka na to prezydent Stanów Zjednoczonych ( pewnie biały ). I tak to się kończy. Nie martwcie się. Te dreszcze i gęsia skórka przejdą za parę dni.



I znowu poważnie. Ta fabuła… Jezu. Co do energii to jeszcze to jakoś przełknę ( nie bez popity, ale przełknę), ale jej ciągłe rozwijanie i dokładanie do niej jest po prostu głupie. Jak cała reszta. Pomimo kilku lepszych momentów, serial cały czas cierpi na wszechobecny kretynizm, sztuczność i czysty brak sensu. Słowa twórcy o tym, że chce zrobić z tego kolejną „Grę o Tron” są po prostu poronione.


Dostał zamówienie na drugi sezon. Zakończył się cliff-hangerem, który jest minimalnie intrygujący. Nie spodziewam się, że cokolwiek się poprawi. Nie sądzę, aby w jakikolwiek sposób to wszystko zaczęło mieć jakiś sens. Nie wydaje mi się, że dobrzy aktorzy odejdą, a słabi staną się doskonali. Dalej to będzie to tylko czysty i niestety słaby biznes. Nie polecam. Za żadne skarby, nie polecam. Nawet jeśli płacą.


Oby żadnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz