poniedziałek, 30 lipca 2012

" Potrzebujemy nowych twarzy." - czyli o The Glee Project




The Glee Project to reality show stacji Oxygen, którego pierwszy sezon wystartował w 2011 roku. Program na celu znalezienie osób, które będą mogły uzupełnić ekipę aktorską właściwego Glee. Zacznijmy jednak od początku.

Pewnego dnia twórca serialu Ryan Murhpy zdał sobie sprawę, że ludzie się starzeją. Bez wyjątku, no takie życie. Zrozumiał też, że do tych ludzi należą aktorzy, których razem z Robertem Ulrichem wybierał do serialu. Postanowiono wtedy stworzyć The Glee Project, czyli program do którego może przyjść każdy. Nie są to jednak przelewki. Tu nie można być tylko piosenkarzem, czy dobrze wyglądającą osobą. Uczestnicy muszą wykazać się z dziedziny tańca, śpiewu i aktorstwa. Czasami wszystko naraz. Jednak nawet to nie wystarcza Ryanowi. Muszą posiadać również osobowość dla której on razem z drugim twórcą Ian Brennanem będą mogli napisać rolę dla Glee. Długie to, a jakże porąbane.

Całe reality opiera się na powtarzającym się schemacie. Tydzień się rozpoczyna. Uczestnicy dostają temat do którego będą musieli się przystosować i piosenkę, którą muszą zaśpiewać jako „zadanie domowe” dla Roberta Ulricha i gościa z Glee. W pierwszym sezonie linie były już dla nich dobrane, w drugim muszą to robić sami. Poza tym wymaga się od nich choreografii i idealnego przedstawienia tematu. Po zaśpiewaniu wymieniony wcześniej gość mówi co myśli, a następnie wybiera zwycięzcę, który spędzi z nim kilka chwil oraz będzie miał główną rolę w teledysku.



Następnie rozpoczyna się cały proces przez który uczestnicy będą musieli później przechodzić będąc w Glee. Nagrywanie partii wokalnych z Nikki Anders, nauka choreografii z Zachiem Woodlee i w końcu właściwe kręcenie teledysku z świetnym reżyserem Erikiem White.

Podczas wszystkich wymienionych wyżej czynności ekipa od obsady zajmuje się wybraniem tych, którym w danym tygodniu idzie najsłabiej. Jest ich dokładnie trzech. I ta właśnie trójka wykonuje tzw. Występy ostatniej szansy przed twórcą serialu Ryanem Murphy. On razem z resztą ekipy następnie wybiera osobę, która musi program opuścić. Robert Urlich zawiesza listę tych, którzy zostają wezwani i tego jednego pechowca. Uczestnicy czytają, płaczą lub cieszą się i żegnają się z odchodzącym, a ten na zakończenie swojej przygody w The Glee Project śpiewa piosenkę Avril Lavigne „Keep Holding On”.

I tak wygląda każdy odcinek, poza samym finałem. Nie znaczy to jednak, że jest monotonnie. Uczestnicy, ich zachowania i teksty sprawiają, że serialowi daleko od tego.

The Glee Project w mojej skromnej opinii jest genialną alternatywą na beznadziejne Mam Talenty, Idole, Bitwy na Głosy i całą resztą idiotycznych programów, które lecą w połowie krajów tej planety, ponieważ tutaj występują naprawdę utalentowane osoby. Nie twierdzę, że tam nie, ale prawda jest taka, że one muszą wykazać się głównie przed samym sobą. Uczestnicy tych programów muszę przygotować występ dla szerokiej publiczności, aby przejść dalej i ewentualnie wygrać nagrodę/ nagranie/inne. Tymczasem w The Glee Project uczestnicy uczą się dostosowywać do danej sytuacji. Piosenki, tańca i aktorstwa. Muszą wykazać się w każdej z tych dziedzin.



Co jest jednak rozczarowujące? No właśnie. Ryan Murphy w skrócie. Człowiek, którego podziwiałem ( i w sumie dalej to robię), który daje dobre rady, który wie co mówi i jak postępuje. Wie do czego dąży i wie co chce ukazać. I tak było przez cały pierwszy sezon The Glee Project. Cudowni uczestnicy, który odpadali przez swoje błędy i braki w samym sobie, ale Ryan zawsze widział w nich osobę dla której mógłby napisać rolę. Przez pierwszy sezon wszystko szło świetnie i nawet zakończenie nie było zaskakujące. Prosta w końcu do napisania rola dla uczestnika z Irlandii i zaskakująca rola chrześcijanina, która w uczestniku ukazała się dopiero pod koniec. Teraz jest inaczej. Teraz leci drugi sezon. I coś do cholery z Ryanem jest nie tak.

Aktualnie mamy tutaj wielu niezwykle utalentowanych uczestników i po to względem tanecznym jak i śpiewanym. Problem jest jednak z historiami, a raczej tym czym samo Glee jest. Czyli serialem w którym każdy znajdzie postać do której może odnieść własne życie. Dzięki niemu ma się poczuć, jakby sam był inspiracją. I w drugim sezonie nie brakuje takich uczestników. Co się jednak dzieje, gdy taka właśnie osoba w staje w szranki z niemiłą, nieuprzejmą, klnącą, ale niezwykle utalentowaną osobą? Ona odpada, a ta druga przechodzi dalej po raz czwarty, bo RYAN widzi coś w niej. Powtarza jej już któryś raz, że ona niby jest tym co ten serial szuka, a jednak trafia dalej.

Moja ukochana uczestniczka ( i w sumie nie tylko moja) Nellie, która poruszyła mnóstwo osób. Prowadzi w przeglądzie Oxygen z ponad dwukrotną przewagę nad drugim w kolejności Blakiem, cudownie śpiewa, niedawno latała z USAF Thunderbirds, jest piękna i tysiące osób przez cały czas powtarzają jak mogą się do niej odnieść. Odpadła w 7 odcinku po wykonaniu takiej piosenki ( do której nawiasem napisałem chyba 5 tekstów):


To tyle ze spoilerów. Bardzo nie podoba mi się wiele rzeczy, które się dzieją, ale wiadomo, że każdy może mieć swoje zdanie, więc ja tylko wyrażam swoje ( nie przesadziłem ze spójnikami?).

The Glee Project jest jednak genialnym pomysłem. Czymś czego jeszcze nie było i czymś czego długo nie będzie. Jest szansą dla osób nieznanych, aby wystąpić w serialu, który tak bardzo uwielbiają. Jest szansą dla artystów, aby rozpoczęli wielką karierę i by byli znani zanim wydadzą trzy płyty. Jest szansą na pokochanie kogoś kogo w życiu nie spotkaliśmy, a jednak zżyliśmy się z nimi bardziej niż z niektórymi członkami rodziny.

Co mogę więcej powiedzieć? Warto oglądać ten show. Nawet jeśli Ryan podejmuje głupie decyzje. Nawet jeśli wpienia nas Lily, nawet jeśli nikt nie jest naszym faworytem, warto patrzeć na naprawdę utalentowanych ludzi, którzy spełniają swoje marzenia. Tylko pozazdrościć.



PS. Dajcie znać na kogo liczycie w komentarzach :)

czwartek, 26 lipca 2012

Pamiętniki #7 - Wszystko co się działo i Nie tylko




Witam wszystkich, którzy jeszcze w ogóle patrzą na tego bloga, bądź dopiero co się na nim pojawili. Witam po bardzo długiej przerwie spowodowanej kompletnym brakiem weny. Od mojego ostatniego tekstu minął ponad miesiąc i żałuje, że trwało to aż tak długo. Mam nadzieję, że teraz się to trochę zmieni i przynajmniej jeden tekst będzie pojawiał się na tydzień. Jednak wiadomo jak to jest z nadziejami.

Co się zmieniło? Dużo. Przede wszystkim nastąpiły wakacje. Tak wakacje, czas tak długo oczekiwany. Na rzecz tego wróciłem do pisania codziennie jednej notki ( coś w stylu pamiętnika) na moim drugim blogu: www.wpisyizapisy.bloog.pl. Zdarzyły mi się tam nawet dwa teksty, które mój kolega określił „Praktycznie erotyczne”. Jeden pobił rekord popularności.

W świecie gamingu idzie jak idzie. Nie wróciłem ( jeszcze) do pisania o nich, ale nadrabiam zaległości. Ukończone Heavy Rain ( po raz pierwszy), zdobyty maksymalny poziom w falach w Modern Warfare 3, ogranie Battlefield: Bad Company 2 i przygoda z Movem, która nie za bardzo nie zadowala, ale innym pasuje. Tymczasem po raz drugim zabieram się do Dead Island, tym razem już kupionego przeze mnie, a nie pożyczonego. Na końcówkę dodam, że będę od czasu do czasu pogrywał w MineCraft, bo kurna ta gra naprawdę niweluje nerwy.



Seriali obejrzałem tyle, że można paść. Zostaną one opisane. W przyszłych tekstach pojawi się Revenge, The Borgias, The Glee Project, Roasty, Glina i wiele innych. Miejmy nadzieję, że będą one jakoś wyglądać.

Tak a propos planów to posiadam kamerę. Przyszła parę dni temu. Totalnie amatorska, ale może uda mi się coś z tego fajnego posklejać. Dla zainteresowanych jest to Samsung SMX F70. Póki co czekam jednak na inspirację.



Zacząłem uczęszczać na siłownię. Trzy tygodnie już zleciały i czuję się co najmniej genialnie. Czuję się lepiej ze sobą, ze swoim ciałem. Po prostu czuję się dobrze. Naprawdę polecam.

Moje śpiewanie ciągle rośnie. Coraz dłużej, wyżej, niżej, cały czas ćwiczyłem. Załatwiłem program do śpiewania, drugi polecił mi znajomy, odgrzebałem stary mikrofon i cały czas trenuję. Jest to w tej chwili jedyna rzecz, która sprawia, że czuję się prawdziwie szczęśliwy i spełniony. Robię to strasznie, ale czuję się niesamowicie.

Teraz YouTube’owe historię. Przemilczę temat zarabiania, który był po prostu niepotrzebny, ale chcę poruszyć dwie kwestie. Projekt Gr@żyna mnie powalił. Nigdy nie nadałem na Panią Grażynkę, chociaż zawsze mówiłem, że to cwany trolling. Genialne przedsięwzięcie, które wiele rzeczy ukazało. Czy coś jednak zmieni? Nie sądzę, zawsze będziemy haterami.

Drugi to świetny program, które emitowany jest na kanale YOMYOMF Network, a mowa tu o Internet Icon. Świetne show w którym pewne osobistości YouTube mierzą się ze sobą poprzez wykonywanie różnych zadań związanych z kręceniem filmików. Tutaj można obejrzeć wszystkie odcinki. Naprawdę polecam.Ciekawi uczestnicy, śmieszne, bądź wzruszające filmy i przede wszystkim genialne osobowości, które przez program się przewijają. Jest co oglądać i przede wszystkim warto.




Z kwestii formalnych to tyle. Sądzę, że jak na Pamiętniki to i tak przegiąłem, ale to się wytnie :). Mam nadzieję, że będziecie zainteresowani dalszym czytaniem. A tu mały utwór tak na zachęte.