środa, 10 kwietnia 2013

The Walking Dead - Sezon 3




„Żywe Trupy” opanowały cały świat. Młodzi, starzy, czytelnicy, czy bierni oglądający – nieważne. Liczba fanów rośnie z dnia na dzień, a finały biją kolejne rekordy oglądalności. Serial otrzymał już zamówienie na następny, czwarty już, sezon. Tylko, co z tego, jeśli jego poziom pozostawia wiele do życzenia?

Sezon 3 rozpoczyna się kilka miesięcy po tym jak skończył się poprzedni. Wszystkie przygody na farmie Hershela dobiegły końca, nasi bohaterowie przetrwali zimę i  docierają do historycznego ( dla fanów komiksów) więzienia. Czy w środku znajdą bezpieczeństwo i uczucie spokoju? A może ten eden nie jest do końca taki jak mogłoby się wydawać?
W świecie, w którym martwi jedzą żywych i nie wiadomo komu można ufać, znalezienie azylu graniczy z cudem. Bohaterka poprzednich sezonów Andrea wraz z przyjaciółką Michonne dociera do miasteczka Woodbury, pięknej mieściny rządzonej przez miłego i uczynnego Philipa, pieszczotliwie zwanego Gubernatorem. Wszystko może mieć jednak drugą stronę.



Streszczanie tej fabuły to męka, szczególnie, jeśli nie chce się przesadzić ze spoilerami. Ogólnie rzecz biorąc: w końcu mamy to co na co fani komiksu czekali tak długo. Gubernator, więzienie, świetne dialogi i wartka akcja. Przez pierwszą połowę sezonu nie występuje słowo „nuda”, a odcinki ogląda się jednym tchem, pomimo drobnych wpadek i głupot. Co jednak potoczyło się w głowach scenarzystów i reżyserów, że tą piękną urodę postanowili zepsuć?

Gdy serial powrócił, po długiej przerwie, w lutym jego poziom zaskakująco spadł. Można by pomyśleć, że to wina jednego odcinka. Im dalej w las tym gorzej. Był jeden podskok, ale stworzony w ramach zapychacza (mowa tu odcinku z Michonne, Rickiem i Carlem w roli głównej). Nudą wiało i głupotą. Bohaterowie podróżowali z niebywałą prędkością, zasady moralne kompletnie przestały istnieć, a główna walka między dwoma wrogami nigdy się nie odbyła.



Osobny akapit należy się finałowi sezonu, który w kilku słowach, był tragiczny. Jest to jeden z najgorszych ostatnich epizodów jakie przyszło mi obejrzeć w życiu, a widziałem zakończenie „Alcatraz”, więc wiem co mówię. Przez bite 43 minuty czekałem, aż wydarzy się cokolwiek, co sprawi, że w październiku wrócę do niego z ogromnym zainteresowaniem. Ten moment nie nastąpił, a wręcz przeciwnie. Gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe wybuchnąłem śmiechem.

Dlaczego ten serial jest jaki jest? Nie posiada nic co sprawia, że można go uznać za genialny. Jego poziom skacze z dołu na wyżyny i znowu na samo dno. Jego fabuła nie jest powalająca, ale też nie jest absurdalna. The Walking Dead to zaledwie dobry serial, który posiada imponującą publikę, ale do miana dzieła brakuje mu jeszcze milowych kroków. Modlę się, by one nastały, gdyż połowa seriali tej samej stacji przewyższa go o głowę.